7 błędów, jakie popełniłam jako szef firmy
Jest taka anegdota, choć myślę, że słuszna, że przez 7 pierwszych lat firmy właściciel popełnia wszystkie możliwe błędy, jakie wyobrazić może sobie przedsiębiorca. I dopiero po tych 7 latach ma doświadczenie niezbędne do tego, aby porządnie wziąć się do pracy i zacząć konkretyzować swoje życie, zarówno to zawodowe, jak i prywatne, w kontekście work life balance. I dopiero po tych 7 latach ma szansę na większe pieniądze.
Jest pewna okazja, abym napisała przynajmniej o części swoich błędów, bo w październiku moja firma, Personia, ma akurat 7 lat. Zatem z tej okazji serwuję 7 błędów, aby nowi przedsiębiorcy się mieli na baczności.
Błędy w prowadzeniu firmy:
1. Zbyt emocjonalny stosunek do firmy. Za mało dystansu do klientów, do pracowników, do problemów, definitywnie za dużo pracoholizmu. Za dużo zmartwień o pierdoły, za dużo szumu wokół wszystkiego, co tyczy się firmy. Firma to było moje dziecko, jest nadal, ale dojrzało – i to dziecko, i ja jako przedsiębiorca. Generalnie pierwszy błąd jaki popełniałam – nie umiałam odpuścić. A czasem trzeba.
Czy mam teraz firmę w nosie? A gdzie tam. Zależy mi mega. Ale to dzisiejsze mega kończy się o 15.30, kiedy w piątek wychodzę do domu i rzadko kiedy, zaczyna się wcześniej niż w poniedziałek przed 9.00. Widzę firmę z lotu ptaka, mam do niej dystans, widzę lepiej jej niedociągnięcia, ale i szanse rozwoju (tak, wizjonerstwo się wykształciło!). Umiem wyluzować pracowników, jak sami się czymś przejmują. I przede wszystkim – nauczyłam się delegować (prawie wszystko i prawie zawsze, albo inaczej – wystarczająco dużo i wystarczająco często), aby zacząć traktować biznes jako coś, co służy mi, a nie jako coś, czemu ja muszę teraz służyć. Wyluzowałam – mój biznes jest teraz dla mnie, a nie ja dla mojego biznesu.
2. Brak asertywności. No co za banał. Przecież szkolę z asertywności, jak mogłam tego sama nie umieć. Ano, jak widać, mogłam. Tzn. przyjmowałam każdego klienta, na jego warunkach, bo mi zależało rozwinąć firmę. Świadczyłam usługi tak indywidualne, że pan Iks i pan Igrek – kupujący ten sam produkt – dostawali go w różnym opakowaniu, o różnej nazwie, o różnych procesach powstania, o różnej cenie i każdy z nich zajmował mi i firmie mnóstwo czasu. A czy byli potem wdzięczni w obfitym przelewie? Bo gdyby jeszcze byli, to byłby nawet niegłupi model biznesowy, być celebryckim biznesem. Ale w przelewach to byli zadziwiająco podobni do siebie, ten pan Iks i pan Igrek. Płaci mało, wymagali dużo, nie szanowali mojej pracy. Dziś już takich klientów nie obsługujemy. Czy coś straciłam? Tak, może 5% klientów, tych uciążliwych naturalnie. W zamian za spokój, większy szacunek, uznanie i rozwój marki w kierunku specjalizacji. A to daje finalnie trochę większe przychody, przy mniejszej ilości klientów. Czy chodzi o to, by mieć więcej klientów czy więcej zysków?
3. Brak delegowania zadań. Kiedyś myślałam, że wszystko umiem zrobić sama, że jestem rzetelna i jak się przyłożę, to najlepiej na tym wyjdę. Totalny nonsens. Im szybciej zaczniesz delegować zadania innym, tym szybciej rozwiniesz innych, firmę, a finalnie i siebie. Delegowanie zadań warto zacząć od samego początku prowadzenia firmy – czy to pracownikom, czy poprzez outsourcing. Jeśli nie zamierzasz być księgowym czy marketingowcem, a sprzedawać telefony z Chin, to oddaj księgowość biuru rachunkowemu, projektu szablonu na Allegro i mailingi firmie od marketingu internetowego, a sam zajmij się wspomnianą sprzedażą. W wolnym czasie naucz się chińskiego albo pojedź zobaczyć Pekin.
4. Zawsze, ale to zawsze, trzeba myśleć wielkimi kategoriami. Nauczył mnie tego Mateusz Grzesiak, Piotr Michalak i mąż. Nie umiałam tego, zadowalałam się półproduktami. Przecież to mała lokalna firemka, taka Personia. A przyszło do nas i Ministerstwo, i Decathlon, i WOŚP i Marek Kamiński, i masę innych podmiotów, co byście ich nazwali grube ryby. Zawsze myśl o tym, żeby zdobywać świat. Polska to zdecydowanie za mało, więc jak masz firmę lokalną, czas przestać się ograniczać w myśleniu. Dość późno to zrozumiałam, choć Bogu dzięki, że i do mnie dotarło, bo patrz – punkt 5.
5. Byłam konserwą. Wielki błąd przedsiębiorcy. Długo się mnie przekonuje, gdy mam swoje zdanie, szczególnie ugruntowane sformułowaniem – „przecież tak zawsze się robiło”. Nie lubiłam nowości, głównie technicznych. Nie chwytałam szybko pomysłów, które choć rewolucyjne, mogły mieć rację bytu. Dość długo analizowałam, zanim podjęłam ryzyko. Nie mówię, że analiza jest zła i święty spokój, by coś przemyśleć, też jest do bani. Mówię, że czasem warto nie być upartym. Niektóre rady – bez kitu – wprowadzone szybciej do mojej firmy, uchroniłyby mnie przed stratą czegoś lub kogoś. Jeśli ktoś Ci coś mówi 3 razy, to znaczy, że masz to solidnie przemyśleć. Jeśli mówią to 2 osoby, to znaczy, że masz to wdrożyć.
6. Brak doświadczenia pracy u kogoś, tj. u super kogoś. Poszłam na swoje zaraz po studiach, pracując wcześniej w zawodzie jakieś 2-3 lata. Na etacie, rzecz jasna. Ale nie u super firm, nie u super mentorów – nikogo nie obrażając. Myślę, że praca podczas studiów – choć była bardzo ambitna, była mimo wszystko zbyt mało ambitna. Za dużo się uczyłam, a za mało szukałam wiedzy praktycznej u super ludzi i w super organizacjach. (Patrz punkt 4, to będziesz wiedzieć dlaczego). Teraz, gdybym miała cofnąć czas, uczyłabym się zapewne od Alexander Mann czy Apple. Miałam koleżankę na studiach, która nie pracowała w zawodzie, ale wybierała najbogatsze firmy z Trójmiasta z różnych branż i tam przechodziła szereg stanowisk. Z perspektywy czasu – to byłaby i dla mnie dobra lekcja nauki.
7. Pokora. POKORA. Do wszystkiego i do każdego. Brak pokory źle się kończy, a niejedna brawura zabija.
Mam jeszcze trochę innych błędów na koncie. Jak post ciekawy, to coś tam kiedyś jeszcze wyskrobię.
(Fotka z freeimages.com)
08/21/2015
Ciekawy post, generalnie interesujący blog, którego dobrze się czyta ;). Udanego weekendu 😉
09/02/2015
Dzięki Anita, trzymaj za mnie kciuki 🙂
09/05/2015
Tak, tak myślenie wielkimi kategoriami 🙂 też się tego uczę.
Ktoś kiedyś powiedział, że jak masz wielkie cele, to nawet jeśli uda się zrealizować tylko jakiś mały procent to nadal będzie to bardzo dużo. Lepiej mieć 10% naprawdę dużego niż 100% małego.
Nie wiem dlaczego mamy skłonność samoograniczania się