Nietuzinkowe, niebanalne wskazówki, które przybliżą Cię do realizacji celów. Jeśli masz problem z wytrwałością, albo zwyczajnie chcesz się udoskonalić, nie możesz ominąć tego posta.
Co zrobić, by lepiej realizować swoje cele?
1.Pamiętaj o nich.
To moje ostatnie – doprawdy wielkie -odkrycie. Znam sporo osób, które spisują swoje cele. Wyznaczają im nawet terminy realizacji. Mówią o tym bliskim. Ale potem życie toczy się swoim torem i cele jakoś idą w zapomnienie.
Aby skutecznie realizować cele, trzeba o nich obsesyjnie pamiętać, obsesyjnie myśleć. Słowo „obsesja” może być i przesadzone, ale dość dobrze oddaje istotę sprawy.
Wstajesz z rana, i zanim postawisz nogę na ziemi, zwlekając się z łóżka, myślisz o tym, co chciałbyś dziś zrealizować, i co ten dzień ma wnieść w Twoje życie. Co Ty masz wnieść w życie innych. Wystarczy pomyśleć o 3 celach, o 3 rzeczach, jakie dziś zrobisz.
Wchodzisz do pracy i taka sama praktyka – zanim odpalisz pocztę, a nawet może zanim zrobisz sobie kawę – myślisz o tym, co dziś przed Tobą. 3 główne zadania służbowe.
To samo, jak wychodzisz z pracy – co chcesz zrobić po południu, co chcesz osiągnąć wieczorem? Jakie 3 rzeczy sprawią, że będziesz bliżej sukcesu?
To jest mega proste. Jeśli koncentrujesz się CODZIENNIE na celach, nie ma opcji, byś nie zaczął ich efektywniej realizować.
2. Mów o nich, nawet żartem.
Pewnie wiesz, że mówienie o swoich celach pomaga je potem osiągnąć. Bo głupio jest przecież przyznać się przed kolegami, że żeśmy coś obiecali, a nie zrobili.
Ale nie zawsze musi to być na poważnie! U mnie świetnie sprawdzają się żarty. Czasem palnę coś żartem. Coś mega inspirującego dla mnie, mega fajnego do zrobienia, ale jest – serio – tylko „palnięciem”, małą głupotką, która mi się wymsknęła. Wydawać by się mogło, że małą… .
Ale czas potem płynie, ja mówię to samo, tylko że żarty idą na bok – bo zaczynam to mówić już na poważnie. Jak palniesz coś 2-3 razy, za 4 razem się zastanowisz, za 5tym uznasz za swoje. I zrobisz.
3. Nie bój się porażki.
Im więcej porażek, tym więcej zwycięstw. Bo „to nie zwycięstwa, a porażki, czynią zwycięzców” – jak mówił kiedyś bodajże Brian Tracy.
Jeśli biorę moje dzieci na łyżwy, a córka płacze, że się ciągle wywala, zamiast mówić do niej: „Musisz ćwiczyć więcej”, powiedziałam „Im więcej razy się wywalisz, tym będziesz lepiej jeździć na łyżwach.” Potem w samochodzie moje dzieci rozpoczęły ciekawą dyskusję na ten temat i była to naprawdę dobra, coachingowa rozmowa.
Nie każde dziecko się nadaje do takich komunikatów i nie każda sytuacja jest dobra. Ale prawda jest taka, że porażki, z których wyciągamy wnioski, przybliżają nas do sukcesu znacznie częściej niż oddalają.
Rozpaczliwe obawy przed popełnieniem błędu, nieprzyznawanie sobie prawa do bycia człowiekiem i robienia zwyczajnych, ludzkich gaf, oddala od prawdziwego spełnienia. Bo do spełnienia w realizacji celów potrzebne jest trochę wysiłku, trochę pobycia w dołku, trochę zastanowienia, dlaczego coś nie wychodzi. Nie ma nic za darmo.
4. Szukaj wsparcia.
Jeśli nie masz wsparcia, osiąganie celów zwyczajnie jest dużo trudniejsze. Ludzie, którzy otaczają Cię miłością, wiarą w to, co robisz, dobrym słowem i poklepaniem po plecach – TO SKARB.
Mój znajomy zawsze pyta się też, czy jako początkujący himalaista chciałbyś wejść na Mount Everest z kimś, kto wcześniej nigdy tam nie był. On by nie chciał. Ja też bym nie chciała.
Jeśli do Twoich celów wymagane jest wsparcie nie tylko duchowe, psychiczne, ale i profesjonalne i merytoryczne, poszukaj go. I zapłać za nie odpowiednią wartość, jeśli tego wymagać będzie sytuacja.
5. Nie ustawaj w działaniach, które skończyły się sukcesem.
Czy planujesz urlop nr 2, jak tylko kończy się ten nr 1? Czy myślisz o udanym kolejnym weekendzie, zanim skończy się ten, który teraz trwa? Albo nawet zanim się ten pierwszy rozpoczął?
Chodzi o to, że cele lubią ciągłość. Jest takie powiedzenie: „Rozpędź ten pociąg.”. Kiedy jesteś w celowym transie, tzn. kiedy realizujesz cel za celem, nie ma co czekać, trzeba planować następne. Ja często mówię wówczas: „Trzeba jechać na entuzjazmie sukcesu”. Dosłownie – „jechać na entuzjazmie”.
Entuzjazm to piękne uczucie, ale niestety nie trwa wiecznie. Jeśli pozwolisz sobie, by entuzjazm minął, a Ty nie zaplanujesz kolejnego celu, potem będzie zwyczajnie trudniej. Dlatego ja nie czekam. Po świetnym półmaratonie myślę o ultramaratonie. Rozważam maraton szybciej niż początkowo zakładałam. Bo dobra passa nie będzie trwać wiecznie, trzeba ją mocno zagospodarować, póki jest!!!
Jest czas na świętowanie – a jakże! Ale to tylko moment, to jeden dzień czy dwa. A potem lecimy dalej – szukać w sobie większego nakładu energii, mocy, siły, potencjału. Kto świętuje wiecznie i nieprzerwanie DAWNE sukcesy, będzie świętował mało.
Kto świętuje krótko, ale z hukiem, nawet małe, bieżące sukcesy, a potem bierze się do roboty – TEN DOPIERO dojdzie tam, gdzie słońce styka się z wodą. Bo będzie odkrywał siebie wciąż na nowo, po horyzont swoich możliwości. I o jeden krok dalej 🙂