Otóż tak, jestem zainspirowana. Od ponad tygodnia idę przez moje standardowe życie zawodowe z jedną nową myślą, mega trafną, piekielnie trafną. Tak trafną, że aż boli. Jak przeczytasz, to pewnie powiesz: „Coś w tym jest”. Ale będzie to za mało. Prześpij się z tym, to po czasie zobaczysz, że myśl ta definiuje więcej rzeczy na tym (biznesowym) świecie, niż się pozornie wydaje.
Oto ona – uważaj, będzie szokująco. Liczę, że nie obrażą się menedżerzy i prezesi, przynajmniej ci porządni.
Na początek powiem, że nie jestem jej autorką. Wcale bo wcale, choć czułam tą myśl pod skórą przez 7 lat prowadzenia firmy. Powiedział mi o tym Maciej, znajomy (on nie wie, że piszę ten post. Swoją drogą Maciej też ma firmę). I zabawne, bo powiedział to na imprezie, przy meksykańskim żarciu w jakiś sobotni wieczór. Bez alku, ale za to w doborowym towarzystwie tych, co akurat prowadzili samochód.
Maciej powiedział coś mniej więcej w tym stylu, liczy się sens, nie słowa.
Lepiej jest pracować z właścicielami firm, nie zaś z „wynajętymi” prezesami (bo czasem przecież właściciel jest naturalnie prezesem). Lepiej pracować z tymi, co sami ten biznes tworzyli i tworzą. Bo jak taki „wynajęty” menedżer czy prezes zrobi kupę, to jej smród zaginie gdzieś w firmie. Zaginie poza nią i nie będzie się ciągnął. Zawsze na runku będzie można powiedzieć, że było to winą polityki firmy, albo rady nadzorczej, albo klienta, albo pogody… .
A co jak właściciel zrobi kupę? Smród przylgnie do jego nazwiska, cokolwiek innego stworzy i gdzie się nie pokaże. Smród pójdzie za nim. A jeśli właściciel firmy nie zrobił tej kupy przez jakieś minimum 5-7 lat i nadal istnieje w biznesie, to znaczy, że swój człowiek. I że można się z nim normalnie dogadać.
To jak, co myślicie?
(fotka jest z freeimages.com)
10/21/2015
Niechlubnym wyjątkiem jest właściciel Amber Gold, który wcześniej (przed założeniem AG) zmienił sobie swoje nazwisko, po zawarciu związku małżeńskiego, aby pozbyć się smrodu;-)