Śmiem twierdzić, że jeśli prowadzimy biznes, to musimy mieć też jakieś hobby, aby nie zwariować. Ja biegam. Amatorsko, ale wytrwale. Poniżej relacja nt. najsłynniejszego maratonu świata – 42,2 km , które przebiegłam w Nowym Jorku w 2018r.
Kupiłam pakiet startowy i zostałam oszukana przez Edytę Bartkowiak, Marathon Travel:
Jeśli mnie znasz, to na pewno wiesz, że kupiłam wycieczkę na maraton dla całej rodziny i zostałam, jak inni biegacze, podle oszukana. Więcej w temacie znajdziesz w necie, np. tutaj. Na szczęście finalnie pobiegłam z mężem i kilkoma innymi Polakami, co było istnym ewenementem. Cóż, wszystko dzięki Ambasadzie i Organizatorom. Choć nie ukrywam, że napisałam nawet do Donalda Trumpa. Po dziś dzień Edyta Bartkowiak oszukuje ludzi. Nie oddała mi też części ukradzionych pieniędzy.
Ale w tym poście nie o tym.
Maraton w Nowym Jorku 2018. Moja opinia i relacja.
Dla łatwości przekazu pozwoliłam sobie ująć temat w punktach.
1.Sport to zdrowie, prawda? 🙂
Absolutnie był to mój najtrudniejszy maraton. Teraz napiszę dlaczego. Po pierwsze, byłam bardzo zmęczona walką o pakiety, rozmowami z Ambasadą i Organizatorem między 22.00 a północą naszego czasu na kilka dni przez biegiem. Po drugie, byłam zmęczona organizacją wszystkiego we własnym zakresie. Biuro turystyczne Marathon Travel zawiodło, i wzięłam na siebie loty, hotel, transport i trasę zwiedzania, którą pokonała moja 6-osobowa rodzina (w tym małe dzieci). Moi bliscy mieli wycieczkę zorganizowaną – tyle, że zorganizowałam ją ja. Naprawdę, trochę mnie to zmęczyło, by każdemu dogodzić. Ale oczywiście – było warto.
Po trzecie, maraton w Nowym Jorku to nie są przelewki. W Polsce wstajesz o 7.00 rano, jesz śniadanie i około 9.00 jesteś na linii startu, mając w nogach maksymalnie 1-2 km porannego przejścia. A w Nowym Jorku? Noooo …. Jest bardzo ciekawie… . Bo:
a) jest zmiana czasu – my mieliśmy na to dwa dni.
b) zaliczyłam te dwa dni zwiedzając Nowy Jork – nie odpoczywałam na hotelowym łóżku. Przeszłam NYC wzdłuż i wszerz, robiąc po 10 km dziennie.
Ale to jeszcze nic.
c) pobudka na maraton jest o 4.00 rano. Dokładnie 4.15 – był to nasz deadline. O 5.00 rano odjeżdża metro. O 6.00 odjeżdżają autokary, które wiozą Cię jakieś 40 minut na linię startu. Jeśli myślisz, że zaśniesz w autobusie – MYLISZ SIĘ.
d) od metra do autokarów jest jakieś 1,5 km. Od miejsca, gdzie autokary Cię finalnie dowożą, do Twojej wioski maratońskiej – jest minimum 1 km. Jeśli już dojdziesz do wioski, masz KOLEJNE KILOMETRY, które przechodzisz idąc po: herbatę, kawę, bułki /śniadanie, depozyt i toaletę. Jeśli masz pecha, i Twój mąż jest w innej wiosce (jak było u nas) – to robisz kolejne kilometry, by móc ze sobą pobyć i porozmawiać. Jeśli chcesz zrobić zdjęcie z policją na koniu albo uwiecznić romantyczny całus pod nowojorskim mostem – co robisz? – oczywiście maszerujesz. Zanim dojdziesz na linię startu – masz lekko 6 km w nogach. Mi mój zegarek wskazał 8 km, zanim w ogóle zaczęłam biec. Łukasza wskazał 10 km … .
I jeszcze ciekawostka – jak myślisz – czy jak dobiegasz na metę, to tuż przy niej stoi depozyt? 🙂 Hmm, a wyjście z Central Parku do linii metra? A co jeśli chcesz zostać na mieście i skoczyć na pizzę na Manhattanie??
W dniu maratonu zrobiłam ponad 52 km. Większość z nich oczywiście biegnąc po asfalcie.
W tym punkcie zapytam, czy sport to zdrowie? 🙂
Sport to pasja. Sport to świetna odskocznia od stresów w firmie. Sport to doskonały nauczyciel wytrwałości, walki z bólem, walki ze swoimi ograniczającymi przekonaniami. Sport jednoczy ludzi i uczy pokory. Ale maraton – czy maraton to zdrowie? Cóż, z tym, jak widać – bywa różnie 🙂
2. Siła głowy i moc, jaką daje wyznaczony cel.
Jeśli biegasz, to pewnie wiesz, że biega się głową. Nogi pomagają; silne łydki, uda, pośladki, nawet ramiona – to wszystko pomaga. Ale biega się głową. W głowie musisz czuć moc. Zaufanie do siebie. Zaufanie do organizatora trasy. Zaufanie do bliskich, którzy Ci kibicują. Ale przed wszystkim – powtórzę – zaufanie do siebie. I wiarę w siebie.
(Pod tym względem to świetny sport dla tych, których samoocena kuleje. Świetny. Śmiem twierdzić, że ci z depresją, spadkiem poczucia własnej wartości, czuliby się znacznie lepiej, gdyby codziennie biegali.)
W głowie też musisz mieć cel. Nie zawsze chodzi o bycie najszybszym. Wystarczy nawet cel w stylu: przebiegnę, przejdę, przeżyję. Ja biegam amatorsko i zaplanowałam złamać czas 4:30. Nie udało się.
Ale to teraz nie ma znaczenia. Po pierwsze dlatego, że i tak zrobiłam życiówkę (poprawa czasu z 4:36 na 4:35) . Po drugie dlatego, że gdyby nie ten cel, te 4:30 w głowie, JESTEM PEWNA, że byłabym na mecie znacznie później.
Ale najlepsze jest to, co piszę poniżej. Otóż, po trzecie …
Po trzecie – miałam na trasie – kolokwialnie rzecz ujmując – zgon. Nie ścianę. Nie ból. Nie spadek motywacji. Miałam zgon. Teraz opowiem jaki.
Na 16 km skumałam, że coś mi ciężej. Myślę, i szok! Ja nic nie jem od dobrej godziny!! Taka atmosfera biegu, że zapomniałam!! Dla mnie to była lekka dezorientacja. Zawsze jem na tak długiej trasie. Zawsze. Zatem wsunęłam banana i cukierki M&M, które dostałam od kibiców na trasie. Cukier mi pomógł, cukierki szczególnie (nie jadłam z 15 lat), i po 18-19 km było już dobrze. I było tak dobrze, że nagrywałam filmiki i cieszyłam się biegiem. Do czasu.
Między 30 a 36 km – nie wiem, co się ze mną działo. Straciłam rachubę. Pamiętam, że ostatni raz spojrzałam na zegarek przy 30 km. A potem ocknęłam się przy 36 km. I słowo ocknęłam się jest odpowiednie. Wydaje mi się, że jakby – spałam. Po prostu przy 36 km nagle się „obudziłam”, zajęło mi chwilę stwierdzenie, gdzie jestem. Miałam bardzo ograniczony zakres widoczności – tylko trasa przede mną, ułożona w takim wąskim tunelu. Nie słyszałam huczących kibiców, choć po kilku sekundach ich zauważyłam. Ale to nic. Największe zdziwienie wywołało u mnie to, że BIEGŁAM. Biegłam nadal. Nie wiem, jak to możliwe, ale ja biegłam! Biegłam, jakby, śpiąc. SERIO.
Najlepsze jest jednak to, że jak się ocuciłam, poczułam się rześko i byłam bardziej wypoczęta (!!). Miałam siłę przyspieszyć i utrzymałam wyższe tempo biegu do końca do linii mety.
Teraz moja refleksja. To wydarzenie, jak żadne inne, pokazało mi moc celu. Głowa zafiksowana na celu dąży do tego celu, nawet jeśli ciało nie daje rady. Mózg wyłącza nam podstawowe procesy, łącznie ze świadomym myśleniem, kumulując energię na to, byśmy ten cel osiągnęli.
Może to mistyczne. Może to niemożliwe. Może ktoś pomyśli, że chyba mi odbiło. Ja myślę, że to wspaniały dowód na to, że jasny cel i determinacja, i siła woli, i modlitwa (!) – są kluczem do osiągania fenomenalnych rezultatów, nawet wtedy, a może szczególnie wtedy, gdy ciało nie daje rady.
Jestem pewna, że to doświadczenie będę omawiać teraz na moim corocznym Seminarium Motywacyjnym „Możesz Więcej Niż Myślisz”. Ale będę też o nim mówić na szkoleniach sprzedażowych, jakie prowadzę w Personii, albo na szkoleniach z zakresu zarządzania zespołem.
3. Modlitwa
Napiszę krótko. Każdy kilometr biegu maratońskiego, tj. każdy po 20 km, poświęcam na daną intencję. Biegnę, by medytować. I medytuję, by biegać. Polecam. Łatwiej się biega. Ale przede wszystkim – lepiej się żyje.
4. Atmosfera na maratonie w Nowym Jorku.
To jest petarda. Atmosfera na maratonie w Nowym Jorku, to jest PETARDA. Kibice stoją na całej trasie, z wyjątkiem 5 mostów. Każde 5 metrów jest obstawione muzyką, plakatami, dziećmi rozdającymi słodycze, banany. Na trasie kibice (bynajmniej nie organizatorzy) podają także piwo i … trawkę. Dość mocno mnie to rozbawiło. Ty jesteś zlany potem, dbasz o każdy krok, masz rozłożone plany posiłków (kiedy żele, energetyki, kiedy woda, kiedy izotonik, kiedy banany itp.), a tu na trasie kierunkowskaz: BEER HERE. Doprawdy, można się ubawić.
Hałas podczas biegu jest przeogromny. W jednej sekundzie słyszysz gospel (na żywo), w drugiej – DJ puszcza Whitney Houston. Ale niewiele pośpiewasz, bo za rogiem policja wystawia swoją orkiestrę. Widać, że nowojorczycy kochają ten maraton i jest on dla nich niemal corocznym świętem narodowym. Założę się, że to dla kibiców i dzięki kibicom, co roku ponad 70 000 biegaczy zapisuje się, by pobiec w tym pamiętnym dniu. Co ciekawe, widać to też w kościele.
5. Msza święta dla maratończyków prowadzona jest przez …
No właśnie. W Katedrze Św. Patryka, na środku Manhattanu, co roku organizuje się specjalną mszę. Specjalne błogosławieństwo, bo aż z zaproszeniem na środek ołtarza, otrzymują wszyscy biegacze. I najlepsze – mszę prowadziło w 2018r. 7 księży, każdy z nich był biegaczem. Nic jednak nie przebiło proboszcza – księdza na pewno po 60-tce. Księdza, który to przed błogosławieństwem zdejmuje szaty, i pokazuje klatkę piersiową z przyczepionym do niej numerem startowym. Jak nie inaczej – proboszcz też biegnie maraton! Amazing.
6. Nie chcę pisać za dużo.
Maraton w NYC to historia. To przygoda. To trasa biegowa doskonale pokazująca klimat miasta. To przeżycie, które wzbogaca naszą wiedzę o sobie, o świecie, o ludziach.
Jeśli prowadzimy biznes (zobacz mój, który prowadzę od ponad 10 lat), jeśli angażujemy się społecznie i zawodowo (jestem Prezesem grupy Towarzystwa Biznesowego SA w Gdyni) – potrzebujemy takiej odskoczni od dnia codziennego. Potrzebujemy zatopienia się w inną kulturę. Potrzebujemy zmiany raz na jakiś czas. Potrzebujemy też nowych wyzwań – w innych obszarach niż praca. Inaczej – zwariujemy. Maraton w Nowym Jorku – czy inna dowolna odskocznia – bardzo polecam!
Poniżej kilka fotek, które może w 10% oddadzą to, jak na biegu w NYC było w istocie 🙂
Moje zdecydowanie najlepsze zdjęcie z dnia maratonu. Jestem w strefie: „Dog therapy” 🙂
Po więcej informacji o moich kolejnych celach – zapraszam tutaj.
A po więcej info o Stanach Zjednoczonych, Nowym Jorku i wyprawie na Florydę – tutaj.